roverki.pl
Użytkownik:
Hasło:

ROVERkowe kameralne spotkanie w Płocku 23/24 lutego Drukuj
Dodany przez marcia   
środa, 27 lutego 2002 01:05

Jurgen stanął na wysokości zadania. Zaprosił ROVERki w swoje rodzinne strony, gdzie zorganizował nocleg połączony z imprezką integracyjną. Jak zwykle było rewelacyjnie. A oto szczegóły.

 

[ Galeria zdjęć, filmów i mp3 ze spotkania ]

Uczestnicy: Gonia z Tomim, Aneta z Rafałem, Renata z Jurgenem, nikt z Irkiem, Marta z Wiktorem (to chyba nie jest feminizm???)

Miejsce: Płock oraz ośrodek Mazowsze w Soczewce 10 km od Płocka

Cel: Zobaczenie Kochanych gęb ROVERowych

Jurgen stanął na wysokości zadania. Zaprosił ROVERki w swoje rodzinne strony, gdzie zorganizował nocleg połączony z imprezką integracyjną. Jak zwykle było rewelacyjnie. A oto szczegóły.

Rozpoczęcie spotkania było zaplanowane na godz. 13.00. Najdłuższa trasę mieli do przebycia Rafał i Aneta, więc wyruszyli z Myślenic bladym świtem ok. 10.30. Warszawska ekipa miała znacznie prostsze zadanie, jednak okazało się niewykonalne w wyznaczonym czasie. Gdy udało nam się ostatecznie spotkać na Statoil przy Połczyńskiej było już po 12.00. Ireczek rozstał się ze swoim autkiem, pozostawiając je samotne (i jak się okazało po powrocie - otwarte) na parkingu przed McDonald'sem. Potem jeszcze krótki postój w Sochaczewie w sprawach handlowych i pędzimy do wypatrującego nas od godzimy 13.00 Jureczka. Mała kawa w płockim McDonaldzie i powitania z Rafałem i Aneta.

Zajechaliśmy po małżonkę Jurka - Renatę. Gonia sprzedała małej Ani - córeczce Jurka całuski od całej grupy. Kierowani burczeniem żołądków dotarliśmy do Sfinksa na coś grilowanego. Okazało się, że grupa 9-cio osobowa jest problemem dla obsługi. Mimo wolnych stolików nie mogliśmy ich połączyć bo "przejście być musi!". Byliśmy głodni i uparci, więc dogadaliśmy się, że pojawimy się za 15 minut z nadzieją, że większy stolik się wkrótce zwolni. W tym czasie zwiedzaliśmy główną ulicę Płocka - Tumską. Po powrocie stolik na nas już czekał. Stolik został podzielony na część męską i żeńską, które różniły się przede wszystkim zupełnie odmiennymi tematami rozmów. Tematy damskie bardzo zróżnicowane. Rafał od czasu do czasu dołączał do tej grupy. Temat męski był jeden i oczywisty- samochody. Po obiedzie dokonaliśmy niezbędnych zakupów, Jurek odwiózł Renatę i pojechaliśmy do ośrodka.

Ośrodek Mazowsze okazał się być bardzo czystym i porządnym miejscem. Pokoje z łazienkami prawie w każdym z ciepłą wodą, TV i radiem. Rozłożyliśmy się w 3 pokojach przy czym jeden przeznaczyliśmy na miejsce imprezowe. Ok. 20.00 rozpoczęliśmy wspólny wieczór. Grupowo zastawiliśmy stół wszystkim co nadawało się do jedzenia, picia i palenia (papieroski i cygarka oczywiście). Jureczek nawet przyniósł z piwnicy kosz przetworów domowej roboty. Wieczór mijał dość spokojnie i grzecznie, z cicho brzęczącym radiem w tle, żartami i rozmowami o stanie pojazdów lub ich właścicieli. Trochę wspólnych wspomnień z ostatniego zlotu i Sylwestra. Jednak jak przystało na dobrą imprezę, przyszedł i czas na trochę ruchu. Pokój był na tyle mały, że standardowe tańce nie były możliwe, więc trzeba było się dostosować. Panie rozpoczęły, ale panów też nie trzeba było długo namawiać. Po 10 minutach prawie wszyscy uczestnicy imprezy przenieśli się na wyższy poziom. Rozpoczęły się densy na łóżkach. Muzyka została rozkręcona na maksa, światło zgaszone, kamera włączona, gardła zawyły przeboje przeszłe i aktualne hiciory. Jak łóżek zabrakło, to krzesła poszły w ruch. Przemieszczanie polegało na skokach z krzeseł na łóżka, z łóżek na łóżka, łóżek na krzesła oraz czasem na kogoś, co często kończyło się obiciami, upadkami i guzami. Czasami lądowało się nie tam gdzie się planowało. Gonia przez kilka ładnych dni będzie używać pudru w większych ilościach niż na co dzień. Również stół okazał się zbyt niestabilny, gdy spadło nań moje 50 kg, a co za tym wszystko, co znajdowało się na stole od tej pory można było znaleźć na podłodze. Łóżko pod Irkowym tanecznym podskokiem trzasnęło i Iruś więcej już na nim nie tańczył. Ale tylko, on bo inni nie mieli takich oporów. Przeraźliwe wycie "Bajla morena..." i "Przyjacieluuuuu, musisz tam być..." jeszcze następnego dnia odbijało się w moich uszach. Tomi wcześniej musiał opuścić towarzystwo, ze względu na wczesną pobudkę. Anetka z przyczyn zdrowotnych też nie uczestniczyła w skokach i śpiewach, ale słuchała wszystkiego zza ściany.

Około godziny 2 czy 3, tego nikt nie jest w stanie określić, zaczął padać przepiękny śnieg i największą atrakcją od tej pory były tańce i śpiewy na tarasie. Teraz w składzie mocno okrojonym: Gonia, Rafał i ja próbowaliśmy śnieg łapać i jeść, a czasem wyskakiwać przez barierkę. Był też pomysł na lepienie bałwana, ale na szczęście upadł. Rafał zabawiał się w rozdanie nagród w Formule 1, przy czym na szczęście wylewał wszystko tylko na siebie. Nawet niechciane przez nikogo Martini zostało prawie całkiem zutylizowane. Radio marki Śnieżka już nie spełniało naszych oczekiwań - skończyła się skala głośności.

O której to szaleństwo się zakończyło nie wiem, ale było jeszcze ciemno. Niektórzy chcieli zmienić miejsce noclegu na łazienkę, inni zasypiali w pozycji nieokreślonej, ale w końcu zapanował ład i sen.

 

Rano było różnie, ale generalnie wszystkich bolała głowa, szczególnie Gonię. Śniadanko ok. 12.00, potem spacer, na który nie wszyscy dotarli. Na spacerku oglądaliśmy ośrodek i okolicę pod kątem czerwcowego zlotu. Z powodów technicznych zostaliśmy w ośrodku do obiadu, spędzając czas na drzemce, relaksie i czytaniu oraz
omawianiu gazetek Tomiego. Obiad nie był popisem kunsztu kulinarnego, ale to może kwestia kiepskiego apetytu.

 

Po obiedzie zajechaliśmy do centrum Płocka do zamkniętego od 16.00 Bliklego. To chyba nie jest standard dla kawiarni w niedzielne popołudnie? Znaleźliśmy otwartą kawiarnię ze sprzedawczynią, wystrojem i ciastkami z lat 80-tych. Jedyne co wskazywało, że mamy rok 2001 to super maszyna do parzenia kawy, która była chyba tylko atrapą i pomarańczowe menu, z czego połowy ciastek i napojów nie było. Za to kawa i ciastka były smaczne, atmosfera bardzo sympatyczna, a wszyscy w dobrych nastrojach. Pożegnaliśmy się, ale bez łez, bo wiemy, że zobaczymy się już bardzo niedługo.

Miało być krótko, ale jeszcze tylko małe spostrzeżenia:

Pierwsze spostrzeżenie: ci którzy mają najbliżej, mają najwięcej trudności z dojechaniem na czas

Drugie spostrzeżenie: ROVERki reprezentują bardzo konsumpcyjną zbiorowość - spotkania są aranżowane najczęściej pod McDonaldem

Trzecie spostrzeżenie: Płock - miasto spokoju i emerytów, gdzie piętno epoki socjalizmu łączy się (często niezbyt harmonijnie) z nowoczesnością

Czwarte spostrzeżenie: mam nadzieję że nikt z właścicieli ośrodka Mazowsze nie zajrzy nigdy na strony ROVERkowe

Pozdrowionka,
Marta

Fotki i montaż: Rafał P.