roverki.pl
Użytkownik:
Hasło:

Zlot aut marek Rover i MG w Czechach Drukuj
Dodany przez emes   
wtorek, 29 maja 2012 22:59

Olomoucky Tvaruzek to impreza, która odbyła się 19 maja w Czechach w miejscowości Litovel. Relację naszego specjalnego korespondenta z uczestnictwa w niej możecie przeczytać poniżej.

Sobota, 6:00 rano ? po zebraniu zainteresowanych wyjazdem, wyruszyliśmy z Wrocławia ? w małym, ale doborowym składzie ? emes i f1x. Po drodze dołączył do nas Jordan87, sprawiając, że nasz skład stał się o 30% większy i tym samym jeszcze bardziej doborowy.

Spokojnie zbliżyliśmy się do granicy. Ostatni postój przed granicą (wtedy nam się jeszcze wydawało, że ostatni) trochę nas zirytował: niesamowicie długa kolejka do toalety (na tej samej stacji zatrzymał się wycieczkowy autobus), kantor, w którym chcieliśmy wymienić walutę zamknięty (z powodu przerwy), koszt winiety (wliczając prowizję sprzedawcy) przekraczający nasze oczekiwania. Mimo wszystko po 15 minutach ruszyliśmy dalej ? udało się załatwić sprawy w toalecie, wymienić walutę i zdecydować (drogą głosowania), że nie kupujemy winiet i jedziemy drogami lokalnymi.

Po kilku minutach jazdy, kolejny postój. Tym razem na żądanie Pana z dziwnym urządzeniem ? przypominającym pistolet ? w ręku. Okazało się, że to pomiar prędkości i kontrola drogowa. Jordan87 zatrzymał się na rozmowę z policją, emes odetchnął z ulgą ? do momentu wspomnianego wyżej postoju na stacji benzynowej to ja jechałem pierwszy w naszej doborowej kolumnie, f1x pozostał rozluźniony ? w końcu jechał kabrioletem.

Zatrzymaliśmy się (ja i f1x) dalej, żeby nie przeszkadzać Panom z policji w podziwianiu Rovera 45 po lifcie i czekaliśmy aż Jordan87 skończy prezentację. Okazało się, że za prezentację (niestety nie samego samochodu, ale jego osiągów) płaci prezentujący i tak też było w tym przypadku. Na szczęście, nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Jordan87 dołączył z powrotem i ruszyliśmy dalej ? coraz bardziej zastanawiając się, czy wybór ?wolniejszej?, ale za to darmowej trasy, był dobrym wyborem.

Lokalne, darmowe drogi prowadzą przez niezmiernie malownicze okolice i miasteczka. Dbałość naszych sąsiadów o jakość tych dróg sprawiła, że w jednym z miasteczek nie mogliśmy skręcić w lewo, w kierunku miasta Litovel, w którym zaplanowane było spotkanie. Pozostało nam pojechać dalej prosto. Problem w tym, że czas zaczynał nas trochę gonić, a dzięki zamkniętej drodze do Litovel przestaliśmy być pewni, czy uda nam się zdążyć. Nagle ? ratunek ? lokalny sklep. Zdecydowaliśmy się zatrzymać. Kiedy Jordan87 sprawdzał, co o tym wszystkim myśli nawigacja, f1x stwierdził, że jak już się zatrzymaliśmy to zapali, a emes podjął się zadania ? ?Pani w sklepie musi być miejscowa, na pewno wytłumaczy, jak dostać się do Litovel?. Niewiele myśląc, wszedłem do sklepu, byłem drugi w kolejce ? nie było źle. Pan przede mną już zapłacił i zbierał się do wyjścia. Pani w sklepie mnie o coś zapytała, postanowiłem być grzeczny i powiedzieć ?Litovel?. Reakcja, jaka mnie spotkała, trochę mnie zaskoczyła ? Pani skinęła na półkę z piwem i zapytała ?ile?. Podążając za skinieniem zrozumiałem ? na półce stało piwo ?Litovel?. Postanowiłem sprecyzować pytanie w swoim ojczystym języku licząc na zrozumienie i pomoc. Udało się. Pani widząc, że całkiem nieźle idzie mi rozumienie tego, jak tłumaczy mi 15km dojazd spod sklepu do Litovel, zdecydowała mi się to zanotować ? łącznie z nazwami nazw miejscowości, na które mamy się kierować. Nie było źle, czasu co prawda coraz mniej, ale przynajmniej wiedzieliśmy, jak objechać zamkniętą drogę. W tym czasie Jordan87 ustalił z nawigacją co i jak a f1x zapalił sobie spokojnie ? byliśmy gotowi żeby jechać dalej.

Pomoc Pani ze sklepu i nawigacja Jordan87 okazała się nieoceniona ? dojechaliśmy do Litovel. Byliśmy 1km od miejsca spotkania. Jeszcze tylko skręt w prawo, później uliczkami starówki do centrum. Dojechaliśmy do skrzyżowania, skręciliśmy w prawo, jechaliśmy uliczkami starówki ? dojechaliśmy na plac ?była 10:15 ? zdążyliśmy. Był parking, były Rovery i MG, było całkiem sporo ludzi.

Dołączyliśmy do nich ? zaparkowaliśmy, wysiedliśmy, przywitaliśmy się. Jakaś dziewczynka napisała w międzyczasie na przednich szybach naszych samochodów ?numery startowe? i nasze imiona. Od razu podszedł do nas organizator częstując nas poczęstunkiem (ciężko powiedzieć, jak to się nazywało, ale było dobre). Od początku organizatorzy potraktowali nas jak swoich, co było naprawdę miłe. Pozostali podchodzili, oglądali samochody, zwracając uwagę na tablice. Pojawił się problem bariery językowej, który jednak dosyć szybko przestawał być problemem i jakoś wspólnymi siłami udało nam się nawiązać kontakt werbalny ? nie byliśmy przekonani, że rozumiemy dokładnie wszystko, niemniej komunikacja odbywała się na poziomie pozwalającym na dobre samopoczucie w grupie. Pochłonięci oglądaniem samochodów i robieniem zdjęć, zostaliśmy wyrwani przez organizatora na wycieczkę na wieżę w rynku ?  wtedy przypomniała mi się wyprawa do Jicina, roztoczyła wizja możliwości zrobienia zdjęć parkingu z dużej wysokości ? nie odmówiliśmy i oczywiście dołączyliśmy do grupy.
Na wieży były zdjęcia, rozmów już trochę mniej, wiał wiatr ? ogólnie fajnie. Po zapoznaniu się z historią (tłumaczenia dokonuje f1x), zrobieniu zdjęć, krótkiej rozmowie ?filologicznej? na temat ? jak po czesku jest ?przepraszam?, zdecydowaliśmy się na zejście z powrotem na parking.

Kolejny element programu ? obiad. Organizator wskazał nam restaurację, w której mieliśmy zjeść. Poszliśmy . Wykorzystując długi czas oczekiwania na kelnerkę, darmowego hot-spota i tłumacza Google udało nam się zrozumieć menu. Wybraliśmy jedzenie, jeszcze tylko kontakt z kelnerką i po 2 godzinach przestaliśmy być głodni.

Nie było chwili spokoju ? podszedł organizator. Mówił do nas i wszystko wskazywało nam na to, że zaczynał się wspólny przejazd z Litovel do Sternberk. Nie pomyliliśmy się. Organizator mówił coś jeszcze ? pewnie tłumaczył co będzie na miejscu, ale przez podniecenie tym, co ma za chwilę nastąpić umknął nam ten szczegół. Wsiedliśmy do samochodów, ustawiliśmy się w środku kolumny, ruszyliśmy. Jechaliśmy około 15km, pozdrawiały nas mijane samochody, ludzie spacerujący uliczkami miasteczek, przez które przejeżdżaliśmy, denerwowali się wszyscy czekający na drogach podporządkowanych. Dojechaliśmy do Sternberk, zatrzymaliśmy się na sporym parkingu (miejsc i tak brakło), wysiedliśmy i obserwowaliśmy, co będą robili pozostali (jak wspomniałem, umknął nam wcześniej ten szczegół). Okazało się, że ?idziemy?. Dobra, póki idziemy w grupie, jakoś będzie Jak się okazało, w planie było zwiedzanie ?Ekspozycji czasu?. Coś w rodzaju muzeum, w którym wystawione było wszystko to, co związane z czasem.

Podczas zwiedzania udało nam się nawiązać kontakt (używając określenia dialog posunąłbym się chyba zbyt daleko) z kolejnymi uczestnikami spotkania. Było naprawdę fajnie. Kolejne pomieszczenia, kolejne eksponaty, wśród nich cymbałki, na których można było sobie pograć. Nie wiem jak to się stało, ale wpadł mi do głowy pomysł ? f1x, zagraj coś ? nie musiałem go specjalnie namawiać. Pałeczki w dłoń i zaczynamy słuchać miłej dla ucha melodii. To co dobre szybko się kończy, f1x skończył wykon, chwilę później pojawiły się brawa od (głównie) koleżanek z goszczącego nas klubu. Zwiedzanie muzeum było miłe ? w końcu chociaż ten jeden raz, w pełni usprawiedliwieni, mogliśmy skupić się na oglądaniu ekspozycji z pominięciem obszernych opisów.

Wróciliśmy na parking i okazało się, że czeka nas jeszcze jeden przejazd. Doznania z poprzedniego wspólnego przejazdu były tak silne i pozytywne, że szczegół w postaci tego, co będzie tam na miejscu, zaczął być jeszcze mniej interesujący. Nie czekając, aż organizator powie nam, co będziemy robili w kolejnej miejscowości ? odpowiedzieliśmy, że jedziemy.

Wsiedliśmy do samochodów, dołączyliśmy do kolumny, ruszyliśmy. Po 10km podjazdów krętymi drogami wjechaliśmy na parking obok grodu w Sovenic. Jeszcze na parkingu organizator zwołał spotkanie i tłumaczył, co będziemy robić.

Poszliśmy zwiedzać gród. Rozmawialiśmy z Czechami, opowiedzieli nam trochę o sobie, o swoich zlotach (największy w tym roku zebrał ponad 400 samochodów), namawiali na przyjazdy. Byli zainteresowani naszym klubem, pytali o naklejki na ramkach naszych samochodów, o klub, o zloty. Deklarowali chęć przyjazdu, jak będzie bliżej Czech. Mówili, że obserwują naszą stronę klubową i czytają o planowanych zlotach. Poziom naszej integracji zaczynał się pogłębiać. Rozmawiało z nami coraz więcej osób, najwięcej pytań dotyczyło zlotów, szczególnie najbliższego, gdzie i kiedy będzie. Chętnie im opowiadamy, zapraszamy i deklarujemy chęć uczestnictwa w zlotach roverclub.cz, jak tylko będzie to możliwe i w ?zasięgu?. Po kilku godzinach udziału w zlocie atmosfera była naprawdę fajna. Skończyliśmy zwiedzanie grodu i wróciliśmy na parking. Zgodnie z naszym planem, to był dla nas ostatni punkt programu. Czekaliśmy jeszcze na organizatora, żeby podziękować i pożegnać pozostałych uczestników ? po chwili pojawił się ? podziękowaliśmy za udział w zlocie. Przezornie zdecydowałem się podejść do ?skarbnika? zlotu i zapytać, czy na pewno wszystko mamy uregulowane. Okazało się, że tak ? możemy spokojnie i bezpiecznie pojawić się na kolejnych zlotach klubu roverclub.cz.



Wyjechaliśmy z parkingu. Nie myślałem, że będzie aż tak ? wyjeżdżaliśmy naprawdę z żalem, że to już. Udaliśmy się malowniczymi, krętymi i tylko czasami dziurawymi drogami w kierunku granicy. Jeszcze tylko kilka zdjęć na serpentynach w okolicach Cervenej Vody. Zdjęcia, krótki odpoczynek i jechaliśmy dalej. Kolejny przystanek ? ta sama stacja benzynowa, na której zatrzymaliśmy się w drodze do Czech (z pamiętną kolejką do toalety i zamkniętym kantorem). Tym razem mieliśmy szczęście ? brak kolejki do toalety. Przyjechaliśmy dosłownie kilka minut przed autobusem ? i to jakim ? tym samym, którego pasażerowie stali w kolejce do toalety rano. Nadal pozostając pod wrażeniem zlotu, zaskoczeni dodatkowo zbiegiem okoliczności, ruszyliśmy dalej, w drogę do domu.

Dojechaliśmy do Wrocławia o 22:30, zatrzymaliśmy się na podsumowanie dnia. Jednogłośnie doszliśmy do wniosku ? to był niesamowity wyjazd. Na pewno będziemy chcieli pojawiać się jeszcze nie raz na zlotach w Czechach. A ja osobiście żywię nadzieję, że w szerszym i równie dostojnym gronie.