roverki.pl
Użytkownik:
Hasło:

Mini ("Auto Motor i Sport", nr 11, 1994) Drukuj
Dodany przez irek   
poniedziałek, 11 marca 2002 17:42

Świat ujrzał go w 1959 roku. 5 lat później zwyciężył w Rajdzie Monte Carlo. 35-letni Mini, obchodzący również 30. rocznice pierwszego sportowego sukcesu, już wkrótce trafi do polskiej sieci sprzedaży Rovera...

Mini Mini jest jak leciwy angielski arystokrata, odporny na jakiekolwiek zmiany i mocno przywiązany do tradycji, przyjmujący wszelkie nowości jako dopust boży. Tego typu osobnicy bywają jednak czarujący, a ich urokowi trudno się oprzeć. I taki jest dzisiejszy Mini - samochód, który w chwili swych narodzin zaskoczył świat rewolucyjnymi rozwiązaniami.
Jego twórca, Alec Issigonis, przedstawił pojazd, który miał zaledwie 3 metry długości, niecałe 1,5 metra szerokości i mieścił w swym wnętrzu 4 osoby. Umieszczony poprzecznie z przodu silnik napędzał przednie koła, co 35 lat temu było czymś wyjątkowym, a co dopiero później uznane zostało za idealne rozwiązanie. Samochód ten nazywał się Austin /Morris i dopiero po 2 latach, w 1961 roku, po ingerencji Johna Coopera, specjalisty od tuningu, auto otrzymało nowe imię - Mini Cooper. To właśnie John Cooper odkrył możliwości sportowe, drzemiące w rozstawieniu osi w najbardziej odległych od siebie punktach karoserii. Z silnika o pojemności 1275 cm3 udało się Cooperowi wycisnąć prawie 100 KM i skierować Mini na drogę sportowej kariery, uwieńczonej trzema zwycięstwami w Rajdach MonteCarlo w 1964, 1965 i 1967 roku.
Po kolejnych mariażach brytyjskich firm samochodowych, Mini znalazł się w 1986 roku w Rover Group. Ta z kolei dwa lata później stała się częścią British Aerospace, specjalizującej się nie tylko w produkcji, ale również w eksporcie maszyn. Wtedy też stwierdzono, że wiekowy już Mini może być dość oryginalną ofertą motoryzacyjną Zjednoczonego Królestwa. Trzeba było tylko dostosować legendę do europejskich wymogów. W 1995 roku pojawi się on w polskiej sieci sprzedaży Rovera i będzie kosztował około 7 tysięcy funtów, w ramach bezcłowego kontyngentu.
Mini lat dziewięćdziesiątych otrzymał elektroniczny wtrysk i katalizator, pozostał jednak samochodem czteroosobowym, w którym tak naprawdę nie ma miejsca dla siedzących z tyłu a jego bagażnik, to po prostu 190-litrowy pojemnik w tylnej części auta. Pod tym względem Mini nie jest w stanie usatysfakcjonować rozpieszczonych Europejczyków. Gdy wysoka osoba zajmie miejsce za kierownicą, odkryje, że przygoda z legendą może mieć wyłącznie charakter kameralnej podróży we dwoje.
Zanim jednak w tę podróż wyruszymy, przez moment poczujemy się jak nowicjusze na kursie dla kandydatów na prawo jazdy. Tego samochodu trzeba się po prostu nauczyć. Stacyjki nie znajdziemy z prawej strony, kąt pochylenia koła kierownicy przywiedzie nam skojarzenia z ciężarówką, a prowadzenie długiego drążka zmiany biegów ma coś ze sztuki czytania w lustrzanym odbiciu - oczywiście, pod warunkiem włożenia nieco większego wysiłku, szczególnie przy włączaniu biegu wstecznego.
Gdy odkrywanie tajemnic obsługi Mini zostanie zakończone sukcesem, możemy rozpocząć najprzyjemniejszy etap poznawania autka. Pod krótką maską umieszczono 63-konny silnik, który ważący 715 kg samochód rozpędzi do 100 km/h w niecałe 15 sekund. Towarzyszą temu dźwięki, które dla jednych brzmią jak rzężenie sygnalizujące kończenie się paliwa. Dla kochających samochody jest to jednak najpiękniejsza symfonia, jaką usłyszeć można tylko w wykonaniu Mini.
Swój niepowtarzalny charakter Mini ujawnia na krętych drogach, nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości, iż jest on sportowy. Twarda charakterystyka zawieszenia i stosunkowo duży rozstaw osi sprawiają, że jedzie na swych 12-calowych kółeczkach niczym przyklejony do nawierzchni. Jedynie przy zbyt dużych nierównościach zdarza mu się tracić kontakt z nawierzchnią, ale szybko na nią powraca w doskonałej formie, niczym kot, który zawsze ląduje na czterech łapach. I podobnie jak ten sympatyczny czworonóg, Mini potrafi groźnie zasyczeć i błyskawicznie zerwać się do ataku, zachowując pozory rozleniwienia. Dokładnie tak samo, jak 30 lat temu na Rajdzie Monte Carlo.
Jarosław Maznas

Przysłał: Steff